O wędrującym pomniku

Czarne chmury nad pomnikiem księcia Józefa
Czarne chmury nad pomnikiem księcia Józefa
W związku z pojawiającymi się, kretyńskimi wręcz, pomysłami żeby przenieść pomnik księcia Józefa a na jego miejscu postawić pomnik smoleński, przypominam mój tekst z maja 2010 roku:

Niemym świadkiem konsolidacji społeczeństwa, podczas traumy narodowej, przed Pałacem Prezydenckim, był książę Józef Poniatowski, spoglądający wyniośle z pomnika na Krakowskim Przedmieściu.

Przyjrzyjmy mu się bliżej. Sam książę, bratanek królewski, bohater narodowy otoczony niemal kultem w okresie księstwa warszawskiego, zasłynął jako wódz, podczas wojny polsko-rosyjskiej w 1792 czy zwłaszcza w kampanii 1809 roku, kiedy to w bitwie pod Raszynem zastopował przeważające siły wojsk austriackich zmierzających na Warszawę. Później brał udział w kampanii napoleońskiej by umrzeć śmiercią żołnierza w bitwie pod Lipskiem.

Nie budzi zatem zdziwienia fakt, że postać księcia Pepiego, jak go nazywano od czeskiego zdrobnienia imienia Józef, postanowiono uhonorować pomnikiem.
I tu zaczyna się dość niezwykła historia.
Sam pomnik zamówiono u wybitnego duńskiego rzeźbiarza Bertela Thorvaldsena. Wymagało to zgody cara, która została specjalnie udzielona a miejscem przeznaczonym na pomnik była obecna lokalizacja przed Pałacem Namiestnikowskim.

Kiedy autor w 1829 roku zaprezentował gipsowy model pomnika doszło do skandalu. Z powszechnym oburzeniem spotkało się przedstawienie bohatera narodowego jako golasa na koniu. Faktycznie… książę ma lekką, rzymską zbroję i jest dosyć skąpo przyodziany. Społeczeństwo spodziewało się wojownika w zbroi rycerskiej a tu konsternacja…

Dodatkowy zamęt został spowodowany przez Powstanie Listopadowe, wskutek którego, w ramach represji, cofnięto zgodę na ustawienie pomnika. Kiedy pomnik już był gotowy, nawiasem mówiąc po 15-tu latach od zamówienia, trafił na zesłanie do Modlina, gdzie stał na terenie twierdzy jako własność generała Iwana Paskiewicza, carskiego namiestnika. W ślad za Paskiewiczem, pomnik trafił do Dęblina (kolejna carska twierdza) a następnie do Homla, gdzie Paskiewicz ustawił go przed swoim pałacem.

Po odzyskaniu niepodległości, pomnik trafił do Warszawy. Początkowo stał na dziedzińcu Zamku Królewskiego, by finalnie trafić przed kolumnadę Pałacu Saskiego. Tak dotrwał do lat wojny, której nie dane mu było przetrwać. Po Powstaniu został wysadzony w powietrze. Pozostałości pierwotnego pomnika możemy zobaczyć w Parku Wolności przy Muzeum Powstania Warszawskiego.

Szczęście się jednak do księcia uśmiechnęło – Królestwo Danii podarowało Polsce nowy odlew pomnika, wykonany na podstawie posiadanego modelu.
W latach 50-tych XX wieku, pomnik znów trafił do Warszawy, tym razem do Łazienek Królewskich, gdzie postawiono go przed Starą Pomarańczarnią.

W roku 1965 a więc blisko w 150 lat od momentu zamówienia, pomnik trafił wreszcie w miejsce pierwotnego przeznaczenia, czyli pod obecny Pałac Prezydencki. Na tym, miejmy nadzieję, tułaczka kamiennego księcia się zakończyła. Tak więc co chyba oczywiste, uważam że jakakolwiek próba majstrowania przy pomniku, pomysły jego przenoszenia etc. to się nawet nie nadaje do tego żeby komentować. Niemniej nie można siedzieć cicho bo sekta smoleńska nas zakrzyczy.

A tu prześmiewczo o tym co nas, mam nadzieję że nie, czeka na Krakowskim Przedmieściu