O duchu i literze prawa
|Jest sobie Tatuś i Mamusia. Mają dzieci. Rozwodzą się. Dzieci zostają przy Mamusi w drodze porozumienia. Tatuś ma zasądzone alimenty i płaci. Po dwóch latach, wskutek „niewydolności wychowawczej” Mamusi, rok temu Sąd (póki co nieprawomocnie, jako zabezpieczenie roszczenia) przekazuje opiekę nad Dziećmi Tatusiowi.
Dzieci mieszkają z Tatusiem, Mamusia się w żaden sposób nie dokłada do utrzymania dzieci, Tatuś je utrzymuje i cały czas na karku ma zasądzone alimenty do płacenia. Oczywiście teraz ich nie płaci bo przecież mają być przeznaczone na dzieci a nie Mamusię.
Tatuś występuje do Sądu o a/ zniesienie alimentów b/ zasądzenie alimentów od Mamusi.
Co robi niezawisły Sąd Najjaśniejszej Rzeczypospolitej? Oddala postępowanie aż do zakończenia całej dużej rozprawy dotyczącej ustalenia z kim mają Dzieci zostać na stałe. Wszystko super, tyle że Tatuś od roku zajmuje się Dziećmi, Mamusia się nie dokłada i gra na zwłokę.
O ile rozumiem formalne podstawy takiego postępowania Sądu (litera prawa) o tyle jest jeszcze coś takiego jak jego duch – wydawać by się mogło, że Sąd powinien działać w interesie Dzieci. Ale niestety…
Aż musiałem się zdrowo ugryźć w język, żeby nie zapytać Sądu: Wysoki Sądzie a gdzie w tym wszystkim interes małoletnich?