Kasjerka CBA skazana. Gdzie była kontrola wewnętrzna?

Media podają o wyroku na pracownicę pionu finansowego CBA. Otóż obrotna pracownica, według tego co podają media:

od 1 czerwca 2017 r. do 30 grudnia 2019 r. Katarzyna i Dariusz G. „działając w krótkich odstępach czasu, mając z góry powzięty zamiar, wspólnie i w porozumieniu przywłaszczyli mienie znacznej wartości – co najmniej 9,2 mln zł

Czyli w dwa i pół roku ponad 9 baniek… To daje średnią kwotę 10 tys zł dziennie, wynoszoną z kasy urzędu.

Tak mi się nasuwa kilka pytań:

  • gdzie była kontrola wewnętrzna?
  • jak często (pytanie retoryczne) przeprowadzano niezapowiedziane kontrole stanu gotówki?
  • czy ktokolwiek sprawował jakikolwiek nadzór nad kasą?

Pytania można by mnożyć… Czyżby w trzyliterowej instytucji uznano, że skoro pracują w niej sami swoi to i bezgranicznie sobie ufamy? Trzeba to powiedzieć wprost i bez ogródek: za dopuszczenie do takiej możliwości i brak mechanizmu kontrolnego odpowiada kierownictwo. To że pani złodziejka kradła, to jest jedno. To, że miała do tego możliwości, to jest drugie. A mechanizmy kontrolne są po to, żeby takie możliwości były ograniczone. Wprawdzie, jak podano pani miała trochę szczęścia bo w tym czasie tylko dwukrotnie sprawdzano ją na wyjściu, niemniej to nie powinien być jedyny mechanizm kontrolny. Powtarzane, niezapowiedziane liczenie kontrolne środków i porównywanie ich z ewidencją księgową to podstawa. Stosuje się to w instytucjach ze znacznie mniejszymi budżetami i to działa. A jeśli pracownik ma nieograniczony dostęp do gotówki i jednocześnie wie, że nikt mu nie patrzy na ręce to i pokusa gotowa.